Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/350

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

KLIMENA: Tem gorzej.
URANJA: Ja sądzę, że tem lepiej. Oglądam rzeczy z tej strony z której mi je pokazują i nie odwracam ich, aby się doszukiwać czego nie trzeba.
KLIMENA: Uczciwość niewieścia.
URANJA: Uczciwość niewieścia nie zasadza się na strojeniu minek. Niema żadnej potrzeby chcieć zawstydzać cnotą osoby naprawdę cnotliwe. Przesada w tym przedmiocie gorszą jest niż w jakimkolwiek innym. Nie znam nic śmieszniejszego nad ową nadmierną drażliwość, która wszystko bierze z najgorszej strony, podsuwa występne znaczenie najniewinniejszym słowom i uraża się o sam cień cienia. Wierzaj mi, takie mizdrzenia nic nie przydają kobiecie w ludzkiem poważaniu. Przeciwnie, ich niezrozumiała surowość i udane zgorszenie pobudzają każdego do tem ostrzejszej oceny własnego ich życia. Każdy zachwycony jest, jeśli znajdzie w nich coś czemuby można przyganić. Ot, naprzykład i kiedyś, na przedstawieniu tej sztuki, znalazło się, naprzeciw naszej loży, parę kobiet, które, dzięki minom jakie stroiły przez cały czas komedji, dzięki ciągłym odwracaniom głowy i zasłanianiom twarzy, sprawiły to, iż, ze wszystkich stron, szeptano sobie do ucha o ich przeróżnych figielkach o których niktby inaczej nie wspomniał. Doszło do tego, iż wreszcie, któryś z lokai wykrzyknął głośno, że uszy ich są o wiele wstydliwsze, niż cała reszta.
KLIMENA: Zatem, trzebaby na tej sztuce być ślepym i udawać że się nic nie widzi.
URANJA: Nie trzeba tylko widzieć tego, czego niema.
KLIMENA: A ja jeszcze raz twierdzę, że paskustwa wprost do oczu skaczą.
URANJA: A ja znów w żaden sposób nie mogę się na to zgodzić.