Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ERAST:
Kwestję tak trudną rozciąć pragnąłbym daremnie,
I radzę szukać sędziów bieglejszych odemnie.
ORANTA:
Nie, nie; taką wymówką się nie zaspokoim;
Wiedzą w świecie, co mniemać o dowcipie twoim:
Twą udaną skromnością my się nie zastraszym.
ERAST:
Przez litość...
ORANTA: Krótko mówiąc, będziesz sędzią naszym;
Dwie minuty, nie więcej, zajmie ci rzecz cała.
KLIMENA do Oranty:
Na swojąś zgubę sobie sędziego obrała.
Albo się łudzę w sposób niepojęty wcale,
Albo na moją stronę przeważy pan szalę.
ERAST na stronie:
Czemu mego hultaja niema tu gdzie blisko:
Możeby mnie wybawił czem, sprytne chłopczysko!
ORANTA do Klimeny:
Mam zbyt dobre mniemanie o rozsądku pana,
By wierzyć, iż ma sprawa może być przegrana.

do Erasta:

Słowem, spór się zacięty wiedzie tutaj o tem,
Czy zazdrość jest kochanka wadą, czy przymiotem[1],
KLIMENA:
Lub, aby sprzeczkę naszą wyłożyć najprościej,
Czy ufny, czy zazdrosny bardziej wart miłości.
ORANTA:
Ja za pierwszym oświadczam się tu bez wahania.
KLIMENA:
Raczej drugi w mych czuciach godzien jest uznania.

  1. Temat, niejednokrotnie roztrząsany w powieściach współczesnych, wyrosłych z ducha „Wykwintniś“. Molier ujmuje go ze zręcznością, świadcząca że, gdyby chciał, z łatwoścą przyswoiłby sobie ten rodzaj.