Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
AKT PIERWSZY.
SCENA PIERWSZA.

ERAST: Za jakie grzechy Bóg mnie ściga taką karą,
Abym wiecznie natrętów stawał się ofiarą!
Gdzie stąpię, na kark zsyła mi ich los surowy,
I codziennie poznaję jakiś rodzaj nowy!
Lecz, w śród wszystkich tych figur, prym dzisiejsza trzyma
Myślałem że już zginę, że już rady niema,
I stokroć przeklinałem, w tej okrutnej biedzie.
Chęć, co mnie na teatrum zwiodła po obiedzie.
Snać za to, żem w rozrywce czas chciał spędzić marnie,
Niebo zesłało na mnie tak srogie męczarnie.
Siadam zatem na scenie, pragnąc z szczerej chęci,
Słuchać sztuki, co takie dziś tryumfy święci;
Aktorzy zaczynają, cisza w śród słuchaczy,
Gdy wtem, z impetem owym co na nic nie baczy,
Fircyk jakiś się wciska[1] i, z wrzawą straszliwą,
Krzyczy: „Hej! hola! krzesło dawajcie, a żywo!“
I tyle wśród aktorów sprawił zamieszania,
Że w najpiękniejszem miejscu urwali w pół zdania —
Mój Boże, pomyślałem, czyliż nigdy wreszcie
Francuzi nie nauczą się statku w tem mieście;
Czyliż my już doprawdy spadliśmy tak nisko,
By sami z siebie światu chcieć dawać igrzysko,
I raz jeszcze potwierdzać w dobitnym sposobie,
To, co sąsiedzi nasi o nas bają sobie?

  1. Najwykwintniejsza publiczność zajmowała miejsce na krzesłach na scenie, a wynikłe stąd skrępowanie aktorów niewątpliwie wpłynęło na formy klasycznego teatru we Francji. Zwyczaj ten utrzymał się do połowy XVIII wieku; usunięcie go jest dziełem Woltera.