Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom II.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
SCENA TRZECIA.
WALERY, SGANAREL, ERGAST.

SGANAREL do Ergasta, który wypadł nagle:
Niechże cię licho porwie, ty wałkoniu stary!
Małoś mnie z nóg nie zwalił! Widzicie bałwana!
WALERY:
Przykro mi...
SGANAREL: A ja właśnie szedłem tu do pana.
WALERY:
Do mnie?
SGANAREL: Tak jest, do pana. Wszakże pan Walery?
WALERY:
Tak
SGANAREL:
Mam pomówić z panem w sposób nader szczery.
WALERY:
W służbach dla pana całe szczęście swoje kładę.
SGANAREL:
Nie; to ja raczej panu chcę dać dobrą radę,
I dlatego odwiedzić go śmiem o tej porze.
WALERY:
Jakto, mnie?
SGANAREL: Tak jest, pana. Cóż wtem dziwić może?
WALERY:
Och, i bardzo; i radość, jaką w mojem łonie
Ten zaszczyt...
SGANAREL: Ech, zaszczyty zostawmy na stronie.
WALERY:
Proszę zatem...
SGANAREL: Nie; wolę byśmy tu zostali.
WALERY:
Proszę, niechże pan wstąpi.
SGANAREL:
Nie; nie pójdę dalej.
WALERY:
Dopóki pan nie wejdzie, słuchać mi nie wolno.