Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

scharakteryzować, mam wrażenie, że ujmują go nieraz zbyt jednolicie, i że stąd te nieporozumienia. Molier, który pisał Szkołę mężów, nie jest tym samym, który pisał Grzegorza Dyndałę; Molier, który pisał Pocieszne Wykwintnisie, nie jest tym samym, który pisał Chorego z urojenia.
Obok humoru, drugą substancją, która przepaja każdą stronicę, każdy wiersz dzieła Moliera, to zdrowy rozum. Jest on dla niego jakgdyby pionem, który pisarz ustawicznie przymierza do garbu ludzkiego szaleństwa. Ten zdrowy rozum wyda się niejednemu z dzisiejszych czytelników aż zanadto „zdrowy“; niejednemu wyda się może nieco — płaski. Ale pamiętajmy, iż stosunek nasz do myśli Moliera jest zupełnie odmienny niż jego współczesnych słuchaczy.

Wszystko to, co Molier głosi, czego się domaga, przyszłość poniekąd ziściła. Układ stosunków społecznych, religijnych, rodzinnych, pojęcia literackie, wszystko to poszło po myśli Moliera; on był w swojej epoce tym nowożytnym człowiekiem, który widział o wiele naprzód. Dlatego drzwi, które on wybija, są dla nas, na pozór,[1] otwarte. Co więcej, jesteśmy dziś przekarmieni rozsądkiem, chowamy się w jego atmo-

  1. Mówię na pozór, gdyż mądrość satyry Moliera zawsze ma podwójne dno. Sarkazmy jego wymierzone w filozofów, uczeńców etc., godzą w śmieszności i w pedantyzm epoki; ale, z drugiej strony, godzą w te same — mimo iż dyskretniej osłonione — przywary, które czają się w mózgu każdego zawodowca. Czyż takie konsylja, jak w Miłości lekarzem, nie odbywają się codziennie i dziś?