Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mózgi, inne nerwy. Pamiętajmy, że była to epoka, w której wynajmowało się okna, aby patrzeć jak kogoś będą rozszarpywali końmi; ludzie byli twardzi, nic a nic nie byli sentymentalni. Stąd i teatr Moliera ma, w stosunku do swoich ofiar, rysy okrucieństwa, które również łatwo nas dziś osmucają. Rysy te (jak n. p. okładanie kijem w worku starego Geronta) były wówczas tradycyjne, jak dziś jeszcze n. p. bicie się po twarzy klownów w cyrku; ale też i policzkowa- się klownów jest dla wielu bardziej smutne niż wesołe. Trzeba się z tem pogodzić: pewne struny instrumentu Moliera dla nas pękły, i nie da się ich nawiązać; na szczęście zostało dosyć innych, zawsze dźwięczących dość pełno.
Jest jeszcze jedna okoliczność, która przekształca — fałszuje może? — nasz stosunek do niektórych zwłaszcza utworów Moliera; mianowicie ów osobisty pierwiastek, jaki pisarz w nie włożył. Odbiło się to zwłaszcza na roli Alcesta w Mizantropie. Swiadomość, ile własnego bólu, ile miłości, ile własnej duszy wlał poeta w tę rolę, przekształciła ją stopniowo, tłumiąc to co w niej komiczne. wydobywając na jaw to co szlachetne i wielkie. Satyra na Alcesta zmieniła się w jego apoteozę. I to jest naturalne. Trudniejby się zgodzić na „tragizowanie“ na tej samej drodze Grzegorza Dyndały, jak do tego są skłonni nowocześni aktorzy grywający tę rolę; ale trudno znowuż grać komicznie to, co nas dziś raczej zasmuca niż bawi... Toteż, dla nas, dla których teatr Moliera nie jest tak tradycyjnym, wiele utwo-