Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mniej o dobre ćwierć łokcia szersze, niż wszystko co się spotyka w tym rodzaju.
MAGDUSIA: Muszę przyznać, że jeszcze nie windziałam, by ktoś tak daleko posunał wykwint zewnętrznej postaci.
MASCARILLE: Niech Panie raczą nieco skierować na te rękawiczki zainteresowanie swego powonienia.
MAGDUSIA: Pachną niewypowiedzianie miło.
KASIA: Nigdy jeszcze piękniejszy zapach nie podrażnił mego organu.
MASCARILLE: A to? Daje im wąchać swą pudrowaną perukę.
MAGDUSIA: Nieporównanie! ten zapach wnika do ostatnich zaułków naszej wrażliwości.
MASCARILLE: Nie mówią panie nic o moich piórach! Jak wam się zdają?
KASIA: Szalenie ładne.
MASCARILLE Czy, wiecie, że pojedyncze ździebełko kosztuje całego ludwika? Co do mnie, mam już tę słabość, że w każdej rzeczy pociąga mnie wszystko co najpiękniejsze i najdroższe.
MAGDUSIA: W takim razie, muszą nas łączyć nici jakiejś niewidzialnej sympatji. Ja także niewysłowienie jestem wybredna we wszystkiem co kładę na siebie; wszystko, aż do samych skarpetek, musi pochodzić z pierwszych magazynów.
MASCARILLE wykrzykując nagle: Au! au! au! powoli! Niech mnie Bóg skarze, moje panie, to się nie godzi, doprawdy; na honor! mogę mieć pretensje do was; nie postępuje się w ten sposób!
KASIA: Co się stało? Co panu jest?
MASCARILLE: Jakto! obiedwie naraz tak się spiknąć przeciw memu sercu! Atakować mnie na dwa fronty! och, och! to jest wbrew prawom narodów, siły zbyt nierówne, zacznę krzyczeć o pomoc, to morderstwo!