Przejdź do zawartości

Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
By raczyło do zemsty mi otworzyć pole),
Gdyby, mówię, niewierny kochanek w te progi
Powrócił, by mi życie swe rzucić pod nogi,
I przebaczenia błagał za czyn swój dzisiejszy,
Zabraniam ci w obronie jego by najmniejszej
Prośby; przeciwnie, żądam, by twój zapał cały
Wciąż stawiał mi przed oczy postępek zuchwały;
Nawet, gdyby me serce, zbyt słabo obronne,
W swej nikczemnej słabości ulec było skłonne,
Niechaj twe przywiązanie wzgardy mej zarzewie
Podsyca, i osłabnąć nie da mi w mym gniewie.
MARYSIA:
Niech się pani nie boi: ja nie gorzej od niej
Pałam chęcią pomszczenia tej potwornej zbrodni,
I raczej wiecznie panną zostanie Marysia,
Niżby ten szelma grubas przebłagał mnie dzisia.
Gdyby sam tu...

SCENA PIĄTA.
ALBERT, ŁUCJA, MARYSIA.
ALBERT: Idź, Łucjo, do domu i przyślij
Pana nauczyciela; właśnie mam na myśli
Wybadać go, czy nie wie, co to za przyczyna
Tak ciężkim smutkiem nęka duszę mego syna.

SCENA SZÓSTA.
ALBERT sam:
W jakąż przepaść udręczeń wpada i niedoli,
Kto z prawej drogi zboczyć raz siebie pozwoli.
To dziecko, przez mą chciwość do domu przyjęte,
W jakichż cierpień zakuło mnie więzy przeklęte!
Ach, gdybym me zgryzoty był przeczuł z początku
Wolałbym i nie marzyć owym majątku:
To drżę, iż rzecz odkryje się lada godzinę,