Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
W swej mózgownicy czerpać powód do zgryzoty?
Miałbym dociekaniami głowę sobie kręcić!
Najpierw niech przyjdzie święto, a będziem je święcić.
Strapienia dobrowolnie szuka tylko dudek:
Ja się tam w nie nie bawię bez ważnych pobudek;
A choć czasem naprawdę rzecz smutku jest warta,
Udam, że nic nie widzę i ślę ją do czarta!
W miłości, chęci pańskie dzielę sercem całem;
Twa dola lub niedola i moim udziałem;
Gdyby pana zdradziła twoja piękność słodka,
I mnie od pokojówki lepszy los nie spotka.
Lecz przypuszczać najgorsze na co tutaj zda się?
Wolę wierzyć, gdy słyszę: kocham cię, grubasie;
I nie pytam, by chwalić szczęsne swoje losy,
Czy Maskaryl z rozpaczy targa się za włosy.
Ech! że moja Marysia czasem i pozwoli,
Że ją tam ktoś popieści albo poswywoli,
I uśmieje się przytem z nią nakształt warjata: —
I ja śmiać się potrafię, a jeszcze, u kata,
Zobaczym, kto z nas śmiechu przyczyn się doczeka!
ERAST:
Bajże, baju.
KASPER: Ha! ona: widzę ją zdaleka.

SCENA DRUGA.
ERAST, MARYSIA, KASPER.
KASPER: Pst! Marysiu!
MARYSIA:Ty! skądże się wziąłeś?
KASPER:Tak sobie.
Zgadnij, z kim w tejże chwili mówiłem o tobie?
MARYSIA:
Pan Erast także tutaj! właśnie ścigam pana
Już od dobrej godziny. Uf! całam zdyszana.
ERAST: Jakto?