Strona:Molier-Dzieła (tłum. Boy) tom I.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
Lecz cóż, gdy szaleństw drogi trzyma się uparcie.
Gdybym tu z panem o tem mówić mógł otwarcie,
Synek pański niebawem byłby poskromiony.
PANDOLF:
Ależ mów.
MASKARYL: Niechby sekret ten miał być zdradzony,
Oj, byłożby mi ciepło! lecz zanadto wierzę,
W roztropność pańską, abym nie mówił z nim szczerze.
PANDOLF:
Dobrze czynisz.
MASKARYL: Wiedz zatem, że, wbrew twojej chęci,
Syn twój się w niewolnicy kocha bez pamięci.
PANDOLF:
Znam tę powiastkę, ale, gdy mi twoje usta
Głoszą ją, widzę że to nie jest plotka pusta.
MASKARYL:
Osądź pan, czy ja jestem z tym warjatem w zmowie?
PANDOLF:
Cieszę się niewymownie, że nie.
MASKARYL:Co pan powie
Na ten projekcik. Rzecz chcąc załatwić najciszej,
Trzebaby... (Wciąż się lękam, że nas kto usłyszy;
Wnetby już było po mnie, gdyby syn twój wiedział...)
Trzeba, mówię, by stworzyć między niemi przedział,
Niewolnicę wykupić, zabrać z tego domu,
I choćby na kraj świata wywieść pokryjomu.
Wszak Anzelm z Tryfaldynem dosyć jest zażyły:
Niechże ją wytarguje od starego żyły,
Poczem, jeżeli oddać chcesz mi ją w tym celu,
Mam stosunki z kupcami, i, bez trudów wielu,
Mogę sprzedażą wrócić koszta tego kroku,
Synowi zaś twojemu sprzątnąć ją z widoku.
Wreszcie, gdy inne śluby macie dlań w zamiarze,
Sam rozsądek tę miłość wyplenić wam każe,
Bo choćby nawet, chęciom ojcowskim powolny,
Zgodzić się na małżeństwo był nareszcie zdolny,