Strona:Moi znajomi.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sierp miesięczny, na iglicy wysoko zatknięty, budzą się wtedy szelesty w głębi tych zapadłych sklepień, sterczących jak szeregi turbanów nad ziemią, a z grobowca wychodzi stary Mułła z wielką siwą brodą, i na wschód zwraca oczy zagasłe, i wyciąga ręce kościste, i jęczącym, żałosnym głosem odśpiewuje wersety z koranu. «O Ałłach! Akbar Ałłach, jesteś wielki!»

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Wszystkie ja was pamiętam, o mogiły...
Wszystkie wy wiecie, jak serce moje bije i jak oczy moje we łzach stoją. Ale gorącemi ustami nie przylgnęłam do żadnej z was, o mogiły kamienne. Przylgnęłam niemi do ziemi czarnej, która nie wiem, czy prochy jakie kryła, ale wiem, że była relikwią.