Strona:Moi znajomi.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gruby pokład jeziornego żwiru, a ściany — znacznie wyniesione i szeroko ciągnące się piaszczyste wzgórza. W dolince, nieraz na samym wierzchu można było znaleźć stare wytarte pieniążki; gliniane, malowane, podłużne paciorki; różne skorupy, zęby i tym podobne skarby, z których powodu właśnie dzieci całej tej miejscowości nazwę Brazylii nadały. Zaraz po przybyciu wyprawy dzielono grunta, sypano kopce i rozpoczynały się poszukiwania. Tak Framużaki jak i Szkatulaki głównie szukali pieniędzy... Wolta tymczasem zapędzała się aż do pietrychowych kaczek, które z wielkim wrzaskiem i szumem zrywały się z Bugajowej kępy, trzepocąc hałaśliwie skrzydłami. Na to wypadały psy od Pietrycha, dwa wielkie żółte brytany, i zaczynała się zajadła walka, której echa aż pod Grodzisk się niosły.
Naturalnie, że i polowania i wyprawy do Brazylii nie zawsze kończyły się zgodą; owszem, bardzo często dawały powód do groźnych między obozami zatargów. Nie po każdym wszakże zatargu przychodziło zaraz do bitwy. Rozjątrzenie rosło wprawdzie, ale się powstrzymywano od jego objawów, aż zebrało się tyle wzajemnej goryczy, że jakiś błahy powód dawał hasło do najtragiczniejszych wydarzeń.