Strona:Moi znajomi.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślady na ubitej z gliny podłodze, a tuż zaraz stara Kubina, we dwa kruki zgięta, siekała w cebrze buraki dla świń, podnosząc i opuszczając siekacz, osadzony na wypolerowanym od jej drżących, starych, pomarszczonych dłoni, drążku.
Pod jednem oknem przędły dziewki, których dziś do innej, pozadomowej roboty nie sposób było zająć, pod drugiem stał długi, wązki stół, na którym na podsypce z otrąb w trzy rzędy ułożone były surowe jeszcze i rozrastające się dopiero bochny razowego chleba.
Pomiędzy bochnami temi zaraz z brzegu leżały dwa widocznie większe, wetknięciem palca w ciasto naznaczone, a przy nich pomniejsza czubato obtoczona kukiełka. Takie dwa większe bochny i taka czubata kukiełka występowały na stole przy każdem pieczeniu chleba coś już ze trzy lata, a nikomu do głowy nie przyszło sarkać na nierówną miarę. Każdy bowiem dobrze wiedział, że bochny owe robi Maryśka kucharka nie dla siebie, ale dla Antka fornala, a kukiełkę dla swego małego «Antosia», który miał takież same, jak Antek fornal niebieskie oczy i takąż samą lnianą, jak on czuprynę, a wziął się na świecie ot tak, z dobrej woli, będzie temu cości dwa lata. Tylko dziś, kiedy Maryśka oblepiony ciastem palec w bochny wty-