Przejdź do zawartości

Strona:Moi znajomi.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z głową wzniesioną i z wyciągniętem ramieniem. Zgarbił się potem, pochylił, na żerdce ciężko wsparł i wracając do cichej swojej mowy, rzekł, jakby sam do siebie:

— A jednak... tak sobie czasem myślę, że gdybym był wtedy na one kamienie zawołał, toby się może wróciły...