Strona:Mikołaj Sęp Szarzyński-Poezje z pierwodruku 1601.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A dotąd się serce me smęcić nie przestanie,
Aż cię oglądam, me wdzięczne kochanie.



LXIV*.
DO ANUSIE.

Anusiu! byś mie tem chciała darować,
Żeby mi oczy twe wdzięczne całować
Wolno do wolej lub usta nadobne
I różej farbą rumianej podobne,

Całowałbym cie razów sto tysięcy,
Nie przestawając; więc zaś trzykroć więcej,
Więc tysiąc, więc zaś, więc dwa, więc zaś wtóry.
Trzeba tak liczbę mylić, aby który

Człowiek nie urzekł, wiedząc, że tak wiele
Tych całowanków. Bo cudze wesele
Rodzi jad ciężki w sercu zazrośnego[1].

Ten potem, z miesca wypadwszy swojego,
Srodze człowieka szczęsnego zaraża,
Czym wszytkie jego rozkoszy przekaża.



LXV*.
DO ANUSIE.

Siebie muszę, nie ciebie, w tej mierze winować:
Trudno tobie obłudność zdradną przypisować:
Dawałaś znać i mową i postawą twoją,
Że[ś] gardziła stateczną uprzejmością moją.

Baczyłem ja to wszytko, ale me baczenie
Obłędliwa nadzieja miała w podłej cenie
I niebacznem afektem rozum mój wiązała,
Że mi się twa niewdzięczneść uprzejmością zdała.

  1. Tak w rękopisie.