Strona:Mieczysław Sterling - Fra Angelico i jego epoka.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rych naśladownictwo pokrywało wszelkie, dzisiaj poznawane, odrębności. Dla nas odmienni od całej grupy, byli oni wówczas tak z nią powiązani, tak we wielu dziś zniszczonych freskach jednacy w tem, co ich zbliżało do trecentystów, iż jednolitości zapóźnionego giottyzmu nie mogli przełamać. Dla siebie samych będąc mostem do nowej sztuki, dla nowatorów musieli być martwymi zarazą zamierającej tradycji.
Kim był pośród nich brat zakonny Giovanni z Fiesole? Z kościelnych ścian i ołtarzów patrzyły na niego obrazy epigonów. Dokąd zwracał się, spotykał ich bottegi, ich uczniów i naśladowców. Wśród minjaturzystów znalazł niemal wyłącznie uczniów Lorenza Monaco. Jego samorodny, lecz niedoświadczony talent długo błądził pośród nich i z konieczności kształtował się na wzorach ich zdeprawowanej formy. Zakonnik — przechodzień raczej kościołów i krużganków klasztornych, niż placów i ulic miejskich, który dopiero w 1418 roku powrócił z zacisza klasztoru w Kortonie, może nie dostrzegł jeszcze wówczas odrodzeniowego powiewu. Może nie dojrzał w posągach z Or San Michele doskonałości nowych form, rzeźby z nisz dzwonnicy może go odpychały przesadą i realizmem swoim. Zwartość i siła plastyczna fresków z kościoła karmelitów nie przemawiała do oczu malarza barw łagodnych, a męskość w wyrazie postaci była obcą uczuciom marzyciela. Milszym mu był kościół s-ta Trinità. Lubił w nim piękne głowy kobiet w „Zaślubinach“ Lorenza Monaco, może w zrujnowanych dziś freskach Giovanniego del Ponte poznał artystę bliskiego sobie delikatnością form. Lecz ponad wszystkie freski i obrazy cieszył go tutaj tonący w zieleni pejzażu, lśniący złoceniami „Pokłon trzech króli“, niedawno ukończone dzieło Gentilego da Fabriano. Mistrz umbryjski łączący rodzimą delikatność uczuć i wytworność z przejętem od wenecjan zamiłowaniem dla wschodnich tkanin i złotogłowów, był tęsknemi wyrazami swojemi pokrewny mnichowi. Oczy Angelica, żądne kolorowości i złoceń, jego uczucia chwalące Boga i spragnione najbardziej królewskiego wyrazu dla chwalby, musiały