Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Zbledli i męże, widząc liczbę wroga,
A głos muezina woła imię Boga
«Ałła-il-Ałła!» Lecz nieustraszenie
Mnich i wódz patrzą w wroga i w płomienie.

Upadli na twarz w przestrachu i skrusze,
Upadli wszyscy, lecz nie wszystkie dusze!
W niebiosa kapłan poglądał natchniony,
Nad skruszonemi trzymał krzyż wzniesiony:
«Wołamy z głębin, bądź nam pochwalony!»
Pan Tomasz utkwił groźny wzrok w ogniska,
Pała mu lico, oko żywo błyska:
«Zwycięzca brata, w duszy myślał sobie,
Zatknie buńczuki chyba na mym grobie!»
«Powstańcie trwożni! Gaudenty zawoła,
Podnieście z prochu wasze blade czoła!»
Wstali i jękli do głębi skruszeni:
«Prośmy o łaskę, albośmy zgubieni,
Zwalone mury, tu ratunku nie ma!
Któż napad tylu tysięcy wytrzyma?!