Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Walczą z falami, a fale spienione,
W poły ustają konie ponużone,
I rzekłbyś patrząc, że łabędzie stado
Wpadło do Bohu świecącą gromadą,
Rozwiało skrzydła po modrym krzysztale,
Zamąca, burzy i opienia fale.
Już bliscy brzegu, w tem ogień działowy
Z grzmotem kul krocie cisnął im na głowy,
Upadło wielu, lecz drużyna śmiała
Zdobywa brzegi, a tam grają działa;
Gdy huk umilknie, to słychać na błoni
Dzwonek, co w chwili podniesienia dzwoni.

«Hurra!» zagrzmiało, zdobyte już brzegi,
Tatarzy pierzchli, zmieszali szeregi,
A jakby w falach nabrały ochoty,
W czwał za zbiegami pomknęły się roty,
Nawet Raczkowski odmłodniał w zapale,
Kasztelan cały zatopion w swej chwale
Z hardem obliczem, z wzniesioną szablicą,
Po stosach trupów leci błyskawicą,