Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dzielne, nie takie jak te szwedzkie zgraje.
Marcowicz właśnie zamek mu oddaje».

«Ale Szuszycki, przerwał jeden z młodzi,
Po mieście teraz jak otruty chodzi.
Chciał do Starosty w bramie począć mowę,
Lecz tak od wczoraj jeszcze stracił głowę,
Że tylko gębę jak gawron otworzył,
A w tem Staroście burmistrz klucze złożył.»

«Florka złapano Olexowicz rzecze,
Ho! już nam teraz ptaszek nie uciecze —
Przed sąd i pod miecz!»

«Ja także mam sprawę,
Rzekł Pijanowski, i to o niesławę.
Jamański! ja wam męztwa nie odmawiam,
Ale przed sądy wójtowskie was stawiam.
Padł Szwed, — ja chciałem broń porwać w tej chwili,
A wy mnie na bok jak psa odtrącili.»

«Zgódźcie się bracia!» Bartłomiej zawoła.
«Zgodźcie się — zgódźcie!» zagrzmiało do koła.
I potąd wszyscy na nich nalegali,
Aż się obadwaj sporni uściskali.

Szydłowski widząc że Bartek ponury,
Chciał mu rozpędzić z czoła owe chmury,
I począł: «Wiecie co się z Stachem stało?
Całkiem Krawczyka osmaliło działo.