Strona:Mieczysław Romanowski - Dziewczę z Sącza.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A z sarkofagu księdza Fuzorjusza,[1]
Zdarł epitafia łotr, — piekielna dusza!
A co nas jeszcze nalżył, naprzeklinał...
Jam go upomniał, ksiądz go upominał —
Aż jeden z starszych gniewem się rozpalił,
I za kark Florka z kościoła wydalił.»

O! Jezus, Marja i pańscy anieli!
Krzyknął Szydłowski — i to przy niedzieli!
Ha! iście już Bóg swego gniewu skąpił,
Gdy pod tym łotrem grób się nie rozstąpił.»

«Tak! odparł Bartek — tak mości patronie!
O miasto wam lęk, że pożarem spłonie?
O kościół pański strach wam że zaginie?!
Jeszcze nie, — Szwed go znieważył już ninie!
A co nie wyrznąć? — Stójcie! krótkie słowo;
Nie idźcież! jeszcze mam ja piosnkę nową:
Jużeśmy zbici, zdarci i żebracy,
Nic nam z modlitwy, nic nam z naszej pracy!
Jeszcze nam żołdak zbestwiony i srogi
Pohańbi w krótce zacne domów progi,
Cześć żon i córek pod swe nogi rzuci;
Miasto zostanie... kto wam cześć powróci?!»
Umilkł i usta wykrzywił do śmiechu,
Resztę słów w krótkim pochłonął oddechu,
Ale w tem stary Szydłowski zawoła:
«Trela, — hej! dzwonnik, chodźmy do kościoła!»
«Co tam pomożesz? Bartek mu odrzecze,
Czy psem u proga legniesz tam człowiecze,

  1. Ksiądz Fuzorjusz, poprzedni kustosz kolegjaty, był szczególnym jej dobroczyńcą i gorliwym apostołem katolicyzmu między arjaństwem tej okolicy. Po nim został kustoszem ksiądz Cielątkowski. Ten miał czynny udział w powstaniu sądeckim.