Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/586

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W tej chwili, defilując w sukni Elizy, ta inteligentna i występna dziewczyna — nigdy w to Angelika nie chciała wchodzić — delikatnie powstrzymywała się nawet i zmieniając rytm kroków rozmyślnie mieszała szyki.
Lecz to jeszcze bardziej przypominało przewrotną powściągliwość Elizy z czasów, gdy była jeszcze zdrowa.
— Skąd ja mogłam wiedzieć? — powiedziała Eliza, patrząc na pokojówkę rozszerzonymi źrenicami. Nagle oczy jej zzieleniały.
— Ty rośniesz! — krzyknęła. Usiadła w poduszkach. Jakby ją poderwała jakaś myśl straszna. Myśl tego rodzaju, jakby sen miał przetrwać istnienie śniącego.
Wykonała gest, aby tamta poszła, i pełna wstrętu odwróciła się do ściany.
Angelika siedziała jeszcze długą chwilę. Lecz Eliza już się nie odezwała.
Następnego dnia nie odpowiadała na pytania i odmówiła jedzenia.

Do ojca Angeliki — w dniu polepszenia zdrowia przyszło parę osób.
Człowiek, ten, który w ogrodzie konsula tak dobrze mówił o Filipie, tak bezinteresownie i z uczuciem asystenta, który wie, że mistrzem nigdy nie będzie, a jednak chce być asystentem — człowiek ten stał w przedpokoju i od chwili cierpliwie czekał na nią.
Była u siebie w pokoju, gdy jej o tym powiedziano, chciała wyjść natychmiast, wyobrażając sobie zakłopotanie gościa, ale zrobiło jej się trochę słabo. Pozostała więc chwilę na krześle i dopiero po kilku minutach wyszła, żeby wprowadzić tego, który tak strasznie chciał tu być z wizytą, że aż wzruszył.
Był, stał oto przy wieszaku, w miejscu, tak jak zostawiła go służąca. Kapelusz trzymał w ręce na wysokości ust, świeciły mu uszy. Przypominał kogoś, kto tu niedawno naprawiał klatkę dla kanarków; rozśpiewał kanarki i sam przy tym śpiewał. Było to zjawisko zupełnie gratisowe. Którego nie wolno zbagatelizować.
Lecz spod ronda kapelusza, zamiast radosnej, zmieszanej niepewnością twarzy, twarz miał bardzo smutną.
Ogólnie wyglądał przyzwoicie i chyba ojcu przypadłby do gustu, i wszystko też byłoby do przyjęcia, gdy nie to, że był czymś pod-