Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/527

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zużyte, rozkołysane — jedno piętro i już drzwi — na drzwiach tabliczka: Adalbert Pianta, kapitan, kompozytor.
Za drzwiami dudnił gramofon i nagle ucichł.
Zapukał, nikt się nie odezwał, drugi raz, trzeci, panowała cisza. Lecz ktoś tam być musiał, zdradzało to niezupełnie głuche powietrze po drugiej stronie klamki.
Zastukał nogą. Skutecznie, ktoś się obraził:
— Kto?!
Drzwi się otwarły.
— Kto? — zapytał głos z ciemności. W przedpokoju było ciemno, na prawo pod ścianą stała wysoka dziewczyna, ubrana na biało jak do komunii. Roześmiała się:
— Pan?
Był przywykły, że jest znany.
— Przepraszam, bez kwiatów — rzekł posępnie, nie wyjmując rąk z kieszeni.
Śmiała się dalej:
— Proszę, proszę — pokazała drzwi do pokoju. Miała długie nogi, różową twarz, ruchy wyrośniętego chłopca, włosy bardzo jasne. Porywał ją ustawiczny śmieszek. Nawet krzesło, które podsunęła, wydawało jej się komiczne.
Usiadła, twarz jej nie była już taka wesoła, i przeszła w stan gotowości. Wstała i nastawiła gramofon. Znów się uśmiechnęła i kontynuowała stan oczekiwania. Filip nie podał celu swej wizyty.
— Niech pani tego bydlaka uciszy — powiedział.
Zarejestrował pobieżnie kilka jej gestów. Jeszcze nie wiedział.
Spełniła polecenie, i usiadła znowu z półuśmiechem. Nie wiedziała, co ma robić, w myślach, być może, skróconych widziała finał. To było widoczne jak świadomość długości liny, wyciąganej kołowrotem ze studni. Rozmyślnie nie zapytywała. Usiadła i wstała, znalazła się za jego plecami, to znów przed nim, za blisko. Odeszła pod okno, kursowała po pokoju, ukazywała się ze wszystkich stron. Wciąż czegoś nie wiedziała, popadała w nerwy. Nie wiedziała tego, co on powinien przecież wiedzieć, domyślić się, wydawało mu się, że parę razy chciała coś zrobić, ale uciekły jej ręce. Lecz zapis tej chęci został już dokonany na jej twarzy.
Myślał o tym zapisie. Czy jest jak zwykle niezawodny? Czy