Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/445

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

aż tak podli, widzieć miejsca jaśniejsze. I nie dać się namówić na prostacką trzeźwość... Nie zrobić ani kroku w ciemność. Jeżeli więc wyobrażasz sobie kogoś człowiekiem wspaniałym, zostań przy tym. Dla własnego dobra. Choćby okazał się niegodnym, a nawet... łajdakiem — spojrzała: — Nic, nic. Tak tylko powiedziałam... Dla ogólnego przykładu. Nie odstępować od swych wyobrażeń, to znaczy być między ludźmi. A czy może spotkać cię coś więcej? Przekonasz się, że nie. Patrzysz na mnie zdumiony... Tak, tak. Powiem ci. Czemu nie miałabym powiedzieć? Spotkałam dzisiaj kogoś, kogo nigdy w życiu nie chciałabym spotkać. To wszystko. Tak! Nie widział mnie, nie widział mnie, zniknęłam mu z oczu. Niczego się nie boję.
Wstała i niespodziewanie stała się gniewna. Wzięła koszyk, poprawiła w nim papier, który miała przygotowany na produkty, poszła, ale będąc już w drzwiach zatrzymała się i popatrzyła na Pawła.
Udał, że tego nie widzi.
Wróciła ze schodów:
— Mam jeszcze czas — powiedziała równie nieoczekiwanie.
I stanęła przy oknie.
Stała tak i patrzyła przed siebie.
Paweł podszedł do drugiego okna i wysunął blaszaną szufladkę do zbierania wody w czasie ulewy. Miał tam gwoździe. Potrzebne mu były do umocowania przewracającej się etażerki.
Angelika stała i patrzyła. Dostrzegł, jak się w pewnym momencie cofnęła. Widział jej nogę gotową jakby do ucieczki. Ale tam za oknem nie było nic. Na wodzie świeciło wielkie, czerwone słońce. Przesuwał się stateczek wzdłuż drugiego brzegu. I dymił. Od miasta szło gorąco.
Piece, jakie się tworzą między domami i w wysokich podwórzach, oddychają żarem. Gdy jest bliżej wieczoru, piece te podgrzewają powietrze i doprowadzają z powrotem do stanu bezpowietrznego. Dopiero nocą przychodzi zapach lasu i woda go zatrzymuje.
— Dzień na wycieczkę będzie idealny... — powiedział.
Nie słyszała. W poprzek nurtu płynęła żaglówka.
Zdecydowała się wreszcie, wzięła koszyk i wyszła.
Upłynęły chwile. Z gwoździami w dłoni został przy stole. My-