Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/443

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poirytowania. Popatrzyła na Pawła: — Zrobiło mi się zwyczajnie słabo.
— Spotkałaś kogoś?
— O co ty pytasz? — popatrzyła z lękiem. Tak jakby była przekonana, że myśli na pewno można odczytywać.
— Nie wiem.
— Co ty mówisz? Co ty wygadujesz? Siądź tu bliżej. — Nie odwróciła głowy ku niemu: — Niech cię widzę.
Przeniósł się z kromką chleba na stołeczek, który przesunął nogą. Już oprzytomniała.
— Jesteś człowiekiem domyślnym — powiedziała z nutką ironii. — Ach, jaki ty jesteś wspaniale domyślny. A mnie nic takiego się nie stało. Zaraz przejdzie.
— Masz jakąś tajemnicę. — Przestał jeść chleb, tak jak był nauczony, żeby nie jeść, gdy się rozmawia.
Potrząsnęła radośnie głową i roześmiała się:
— Podejrzliwość twoja... Każdy ma. Dużo tajemnic... Ja także. I ojciec twój także. Wszyscy mamy.
— Ja nie — trzymał kromkę w dwóch palcach.
— Bo ty jesteś szczęśliwy... No tak.
Popatrzyła na jego krótkie palce, już ponacinane blachą.
— Są to tajemnice... — powiedziała ciszej — nic nie warte... smutne. Były już, przeszły. Pomyśl — powiedziała w smutnym, łagodnym porywie, jak do człowieka równorzędnego — te wszystkie wielkie tajemnice... ważne kiedyś słowa, listy... sypią się w proch. Leżą na dnie starej szafy. Wygarniają je potem handlarze starzyzną. Do śmiecia, na wóz. I na to już nie ma rady. Nic więcej nie da się z tym zrobić. Tak jak nie można niczego wskrzesić. Ani jednej chwili. I jakie to wielkie szczęście!
— Miałabyś trochę racji — rzekł spokojnie. — Weszliśmy wczoraj z majstrem na strych kościoła Panny Marii. Okazał się zamieszkały przez gołębie. Pół metra warstwy guana. W tym guanie kości gołębi zdechłych ze starości, w tych kościach gniazda młodych. I w tym potwornym fetorze latały młode, zdychały stare, wylatywały i wlatywały średnie, walały się skorupy jaj, przemieszane z gipsowym łajnem. Gdy na to popatrzeć od drzwi, nie wiadomo było, gdzie co żyje, gdzie co nie żyje, i trzeba było szpadlem przekopać przejście do okienka w dachu.