Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/438

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Dziwne, tego samego dnia nawet nie zapytał, co się stało z szafą. Domyślnie fakt przemilczał. To ona wiedziała, ile trzeba na jeden obiad, jeden po drugim, na cały dzień, aż do snu, i z czym w szafce zastępującej spiżarnię trzeba obudzić się rano. Nie interesował się tym, nie zapytał więc o szafę. Milczenie jego było czyste.
Wzięła koszyk, wyszła z domu i zaraz natknęła się na Wereszczyńskiego. Był w słomkowym, lekkim jak piórko kapeluszu ze wstążką, przebrany, niedopasowany, radośnie wyświeżony.
— Pan wrócił?
— Nie śmiałem przyjść.
— Dlaczego?
Koszyk z jednej przełożyła do drugiej ręki.
— Pan do nas?
— N-nnie.
To gdzie mógł tędy przechodzić?
— Jak?! Jak było? W lewo pan idzie, w prawo?
Stanęli w miejscu. Garnitur miał nowy, w pepitkę, tors nieco rozsadzał wiotki materiał i spod pach promieniście wystąpiły fałdy, w ręce trzymał książkę. Był już półpodróżnikiem, półfreibaronem. Wszystko to być może jej się wydało. Na okładce francuskiej książki rozpoznała reprodukcję Fragonarda. Dużo miał do powiedzenia, gotowe:
— Byłem w Paryżu i Rzymie.
— Rzym?!
Ruszył jak na hasło:
— Paryż, jedno wielkie nie wietrzone mieszkanie, gdzie układają na ulicy wszystko to, co powinno być w domu. Ręce produkują tylko konsumpcję. O pewnej godzinie wszyscy trybują żyłki z mięsa. Potem prasują trykoty, są dwa rodzaje trykotów, żeńskie i męskie. Kraj żyje z napiwków, z napiwków się zbroi, księciu daje się franka za sam tytuł. Wartownik przed Grobem Nieznanego Żołnierza nie bierze purbuaru za to, że stoi.
— W Rzymie? W Rzymie. Był pan? Jak jest w Rzymie? Czy on taki malowniczy jak na obrazach? Chciałam kiedyś pojechać do Rzymu. Goethe był w Rzymie, stąd znam Rzym. I Stendhal. Czytałam niedawno „O miłości”.
— Widziałem się z Marinettim.
— Z Marinettim. Więc panu się powiodło. To dobrze. Muszę