Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/418

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ledwo tego tknął, znowu się przestraszył. Ojciec był utracjuszem. Kim więcej, należało to dopiero stwierdzić. Jak i to, dlaczego Wereszczyński patrzy na niego, na Pawła, z pewnym niepokojem? Dlaczego godzi się na ciche afronty? Dlaczego wykazuje wobec tego domu więcej cierpliwości, niżby to leżało w jego naturze?