Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/387

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wia gębę. Podczas gdy prawdziwi uczeni piją wino, obracając w żarty elektryczny młynek do kawy i studenckie brednie o Marinettich.
— Niech snuje — mówił. — Zawsze chodzą po ziemi entuzjaści prorocy i zachwalają geniusz ludzki. Czepiają się spraw, o których nie mają pojęcia. Poeci mówią o malarstwie, a ignoranci ich tolerują, lekarze mówią o poezji i nikt ich za to nie truje.
Dziwił się tylko sobie, że mógł z nim wytrzymać kiedyś jakiś jeden wieczór. A podobno nawet był u niego w domu. Tego nie pamiętał. Z powodu dawnych i dzisiejszych bólów głowy, które nie ustąpiły.
Mógł go tylko tolerować. Co też radził i Angelice. Jeśli nie ma siły wyrzucić za drzwi.