Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Likier miętowy

Pięć lat temu. Jeszcze nie wiedział, że remont pracowni będzie początkiem jej likwidacji. Mieściła się w dawnym mieszkaniu po rodzicach, w starym budynku po browarze, przeznaczonym na rozbiórkę. Była to rudera, jesienią dach zaczął przeciekać przez trzy sufity aż do piwnicy.
W czasie remontu zjawił się jakiś młody człowiek o wyglądzie urzędnika. Miał na sobie coś w rodzaju bekieszy, był niewielki i zatroskany. Przeszedł przez wszystkie pokoje w milczeniu. Zapytany, odpowiedział, że: nic. Niczego tu nie szuka. Wychodząc zwrócił uprzejmie uwagę, że wapno jest źle zlasowane i sufit może się zarwać. Uwaga była słuszna.
W jakiś czas potem okazało się, że złożył podanie o przydzielenie mu tego mieszkania. Lecz w pełni się ujawnił dopiero wtedy, gdy remont był skończony. W urzędzie kwaterunkowym zachował się naturalnie i uprzejmie. Patrzył w oczy.
Potrwało to jeszcze, i mieszkanie przeszło w jego ręce. Pomógł nawet Pawłowi przy wywożeniu resztek narzędzi. Wspomniał, że w myśl przepisów każdy oddawany lokal musi być w stanie zdatnym do dalszego użytku. Remont zatem był słuszny.
Paweł już się nie irytował i niczemu nie dziwił. Przeniósł resztki swego warsztatu do starego domu w sąsiedztwie. Od dawna tam mieszkał.
Lecz dom ten także przeznaczony był na rozbiórkę. Przyszło trzech ludzi. Opukano ściany, były słabe, Paweł oczekiwał, zbadają mu puls. W miejscu tym miał powstać Idom towarowy.
W dawnej pracowni nowi lokatorzy już się zadomowili. Szybko darował im zachłanność i podstęp. Ostatecznie mieli prawo, ich to były czasy. Przywieźli mebli na niecałe pół ciężarówki, tapczan, etażerkę, miednicę i szczotkę na kiju. Wkrótce z okien tamtych