był ktoś głodny. Ci, którzy pracowali ciężko, nie pokazywali się na oczy. Stan urzędniczy stał się stanem synekury. Nikt niczego już nie pamiętał, ani wojny, ani okupacji, ani niewidzialnej bariery, która biednym pozwalała w śródmieściu spacerować jedynie wzdłuż rynsztoka.
Dziś rano Paweł przekroczył swe wewnętrzne przepisy i pozwolił sobie — można by tak powiedzieć — na kilka słów dyktowanych niepotrzebną irytacją.
Fryde zapytał zdumiony:
— Pan?
Małachowski wiedział, że budzi więcej szacunku niż sympatii. Podtrzymywał to nawet.
Przyjechał dziennikarz z Warszawy z japońskim magnetofonem na rzemyku. Fryde był przydzielony, aby mu towarzyszyć. Dziennikarz uważał się za artystę. Dużo ludzi, nie będąc, łącznie z artystami, poszukuje tej namiastki arystokracji. Powiedział bez wahania: „Ludzie, którzy już nie żyją, mówili: nastały czasy pary i elektryczności. Tak jak przedtem mówiono: knota i lampy naftowej. Knot nie doczekał się poematu, samolot doczekał się złej poezji. Zawsze królowały raczej pochodne schorowanych nerek i zapomnienia. Strychu i zakłóceń w instalacji zwojów mózgowych”. Nagrywał to, co mówił. Mówiąc korzystał z kartki. Gdy kończył, natychmiast przykładał mikrofon do ust Frydego i ani razu o tym nie zapomniał. Fryde, jak się zdaje, dał się nabrać. Była już butelka wina, dużo słów, czekano na kawę, przedtem Paweł miał zademonstrować działanie aparatu segregującego światło. Gdy włączył, maszyna działała poprawnie, lecz równocześnie poczuł, że w nim samym działa coś nieprawidłowo. I jakby detonuje. Po chwili stracił przytomność.
Gdy się ocknął, leżał na posadzce. Musiało to trwać kilka sekund.
Fryde trzymał w ręce metalowy kubek, z którego widocznie chlusnął na niego zimną wodą. Twarz Pawła była mokra. Metalowy kubek skojarzył mu się ze śmiercią. Nie był jeszcze zupełnie przytomny, a już oblewała go fala wstydu.
Dziennikarz siedział i notował. Zdobył pierwszorzędny materiał — to nie maszyna, człowiek zemdlał. Na magnetofonie być może nagrał łoskot przewracającego się pracownika.
Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/286
Wygląd
Ta strona została przepisana.