Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ciński — czego się chce! Tak jak pan. Krótko i ostro, nikomu nie darować, wtedy szanują. Nie pozwalać sobie na rozczulenia... Zacząć porządek od samego siebie. My dobrze wiemy o panu...
— No nie, no nie... — próbował Paweł zaprzeczyć. Przestraszył się tej gradacji nagłych pochwał.
— A tak! — oświadczył stanowczo Kwieciński. Po wódce miał głos wysoki, chłopięcy. — Wiem, co mówię, a pan tylko skromny — spojrzał przenikliwie, niechętny zaprzeczeniom. Whuśtał spod stołu drugą butelkę.
Zona truchcikiem, w białych skarpetkach, przyniosła z kuchni dwa nowe półmiski. Paweł postanowił wciąż trzymać się śledzia, z myślą o otrzeźwieniu. Czuł, że jest już pijany, odmawiał, manewrował, udawał. Kwiecińska piła równo z mężem, schludnie. Miała ten sam co na początku łagodny uśmiech, wypukłe czółko i jasne spojrzenie.
Paweł chciał przeciąć rozmowę, lecz w głowie urosła mu ciężka chmura. Gdy poruszył głową, chmura spadała mu na oczy i wypełniona była żużlem.
Kwieciński siedział wyprostowany. Zielone, serdeczne oczy wpijał w Pawła. W oczach tych ukazywało się wschodzące słońce. I nie wiadomo, jaki obszar za chwilę słońce to ogarnie. Wszechmocna serdeczność temperowała spojrzenie w dwa punkciki źrenic. Nieodważny, a doświadczony, mógłby się ze strachu spopielić, wiedząc, co dalej będzie.
Biesiada bowiem przechylała się na drugą stronę, stało się to nagle, biały obrus stołu pulsował chorobliwą bielą, szkło mętniało, zbrudziło się jedzeniem, wódka miała kolor trucizny. Kwieciński rozczulił się, miał oczy pełne religijnego wzruszenia, i powtarzał to, co już raz powiedział. Pauzy robił tylko dłuższe. Lecz nie mógł już wyjść z zamkniętego kółka.
Pochylił się, wyciągnął rękę przez stół i położył na dłoni Pawła. Patrzył w oczy.
Będzie mnie całował — pomyślał Paweł — i wtedy drania zastrzelę.
Nie ma sposobu na obronę przed wybuchem uczucia. Można je tylko z przerażeniem śledzić. Nie ma też sposobu, żeby sprostować bodaj jeden fałsz, który zasila jego źródło. Jest to przyjemność niezależna. Tego rodzaju serdeczność jest też pułapką i zaułkiem,