Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



„Psy mnie obwąchały“

Ostatnie dwa dni skłaniają mnie do stwierdzenia:
że nie ma zjawisk czystych. Jednorodnych,
poza godnością, nieśmiałość już,
z jednej strony dotyka bezczelności,
z drugiej pokory. Pokora jest prawdziwa
wobec, bezczelność jest obroną przed;
ktoś wykazuje pokorę wobec wielkości wiedzy, czując znikomość własnej, lecz ten sam w obronie wiedzy w ogóle i swej własnej, zaatakowany przez rozbestwionych ignorantów, musi przedsięwziąć środki bardzo drastyczne, a nawet dobyć z pańska szpady. Istnieje także nieśmiałość fałszywa, praktyczna, jak elastyczne szelki. Stosowana w celach humanitarnych i płynąca z przezorności osobistej, zaprawionej korzeniami z małego wschodu. Zapytam jutro, F. musi mieć coś wspólnego ze wschodem. Istnieje fałsz, który mimo woli prowadzi do prawdy. Są ludzie, którzy fałszywie chwalą, mają pewność, że chwalone niewiele jest warte. Pełnią w ten sposób dobrotliwą misję i upiększają życie. Sami o sobie wyrażają się ujemnie, będąc przekonani o swej wartości. Ten chwyt brzmi bardzo efektownie i daje pole do popisów perfidii. Tymczasem często okazuje się, że fałszywie chwalone ma wartość — nawet wyższą od fałszywej pochwały. Podczas gdy perfidne pomniejszanie własnej osoby — zgodne jest z prawdą.
„Psy”
Pod tym tytułem bez złej myśli notuję kilka spostrzeżeń, które dotrą do czyichś rąk dopiero po wszystkim.
Mówię tu o tym, jak skłamałem i jak mnie okłamano. Nie bawię się w proroctwa mówiąc, jak było naprawdę. Powiedziane jest także o Felicji, o jej fałszywej grze, na którą dałem się brać