Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

padł. To znaczy, nie przebudziłby się z uśpienia i letargu, jakim jest każde normalne, składne życie.
„Pamięć zostawiają po sobie tylko ludzie nieszczęśliwi.”
„... Muszę tutaj — pisał — zatrzymać się, żeby nie palnąć zbyt przerażającego głupstwa.”
„Nikt przecież na żadne słowa przysięgi nie uwierzy, że można się zakochać w łajdaku. Nikt przecież nie pojmie, że można być bezinteresownie oczarowany drugim mężczyzną.”
„Ach, gdybym był jeszcze garbaty! To by mi się dziś opłaciło.” Potem następowały dalsze posępne fragmenty życia, opis kolejnych śmierci dwóch sióstr gruźliczek i dwa pogrzeby. Była opisana pleśń domu położonego w trawie. Ojciec alkoholik, upadek ducha, nędza, pamiątkowy niebieski garnek, ujęty później w poetyckie słowa. Była rozpacz i próba wyciągnięcia z niej korzyści — skoro była własnością. Próba wyciągnięcia z upokorzeń korzyści — nieprzemijających. Była więc mowa o zemście i usiłowaniu dotarcia do mechanizmu człowieka urażonego. Wstęp do Teorii. Było stwierdzenie, że człowiek naprawdę nieszczęśliwy — milczy. Odzywa się tylko handlarz. Poeta jest handlarzem uczuć. „Po sprzedaniu ostatnich łachów — pisał — zacząłem sprzedawać wspomnienia o łachach. Nie miałem już wstydu, policzek, który został mi wymierzony, przez całe życie palił. Siostry miałem już gotowe, w poezji, w słowach. Poprzednia moja próba, przyznaję, wierszyka o piękności świata spaliła na panewce. Zostałem wydrwiony. Wtedy dopiero sięgnąłem do mojego zatrutego źródła. Było prawdziwe. Lecz znów nikt nie chciał uwierzyć. Zbyt jasną i szlachetną miałem formę. Prawdziwy artysta musi być ignorantem i chamem. Musi być brutalny i uproszczony. Inaczej pożre go nadświadomość, stoczy korekta. Wobec tego moją świadomość przełożyłem na język zdatny tylko do Teorii. Stałem się więc krytykiem, zaprzeczeniem artysty. Bawili się inni. Poszli na ryzyko poezjańskiej zabawy. Ja pracowałem.”
Następny rozdzialik nazwany był: Śmiercią Złotego Robaka.
„Złudzenia — zaczynał się wywód — wracają do nas martwe i musimy je grzebać. Gdy już martwe, wtedy widzimy, jak bardzo są do nas podobne. Jest to ostatnia pociecha, która graniczy wstecz z pierwszą nadzieją, z pierwszym naszym wyobrażeniem. Jednego dnia widzimy, że objechaliśmy świat dookoła i znów je-