Strona:Mieczysław Piotrowski - Złoty robak.djvu/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



Początek opowiadania
Bardzo proszę

Ten sam chyba łańcuch leży w poprzek chodnika na bulwarze, pręży się i rozpręża, chwyta, za podeszwy, tak samo zdradliwie. Jest dwadzieścia lat po drugiej wojnie światowej. Można odnaleźć wszystkie dawne miejsca — żelazne mosty na śluzach, kasztany wybujałe jak grzyby nad tłustą wodą, śliski smar oleju na przybrzeżnym bruku — równie świeży. Na pokładach berlinek schnie bielizna trzeciego pokolenia. Miasto przypomina eunucha; starzejąc się zachowuje rysy dziecka.
Klosz latarni nad rzeką, stłuczony pięćdziesiąt lat temu, przetrwał bombardowanie. Żyje jeszcze Paweł Małachowski, jedyny syn dawno nieżyjącego Filipa. Ma już lat około sześćdziesięciu. Filip leży na cmentarzu pod płotem, według przepisów parafii. Ten, kto by nie wiedział, nigdy by się nie domyślił, że Paweł może być synem Księcia i Angeliki, córki pastora. Pracuje w Instytucie Automatyki, jest wzorem rozsądnego milczenia. Nie lubi wspomnień, nawet zwykłych rozmów, krępują go, nie ma ochoty. W przeciwieństwie, nie jest wysokiego wzrostu, przedstawia typ oschłego i przez to jakby „wściekłego pana”, którego gdyby nawet wytarzać i tak zostałby nie tknięty. Jest znany z surowej uczciwości, nieco ponurej. Po okupacji wrócił z obozu i odkupił dom swych dziadków. Stary parterowy budynek leży w śródmieściu przy wąskiej uliczce, spadającej ku rzece, w otoczeniu gołych tynków kamienic czynszowych, nisko, jak na dnie zalewu. Jest przeznaczony do rozbiórki. Nocami w pobliżu pracuje już spychacz, słychać huk motorów, gdy kroi piwnice, a rano wraca trzęsąc szczękami i bladą latarnią na maszcie, jak gwiazda zagłady. Paweł ma nadzieję, że za jego życia monstrum to nie wejdzie do jego ogrodu. Jest już sam. Kwaterunek zostawił go w spokoju, wręcz nakazał, aby nikt więcej nie mieszkał.