Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tła nie dochodzi, nie usłyszeliby jego wołania!
Z nogami zagrzęzłemi w glinie, których wyciągnąć nie może, niema mowy o wydobyciu się bez ludzkiej pomocy, a o ludzkiej pomocy w tem miejscu marzyć nawet niepodobna.
Cudu! cudu Bożego wzywałem — pisze p. Baczmaha — jak ongi ów Daniel w lwiej jaskini. I modliłem się, całując szkaplerz, który nosiłem na piersi, i omdlewałem z wielkiej boleści, jaka przejmowała wszystkie członki moje i trwogi serdecznej przed straszliwą śmiercią.
I omdlewał i znowu cucił się do życia. I wreszcie stracił nadzieję i zaczął odmawiać modlitwy umierających, wzywając zmiłowania Bożego i o lekką śmierć prosząc i o wybawienie duszy grzesznej, przez zasługi umęczonego na krzyżu Syna Bożego.
To znowu rozpamiętywał o dziateczkach swoich, o cnotliwej małżonce i o matce staruszce i o braciach. I żal go zdjął wielki, gdy przypomniał, jak w czasie ucieczki w góry, córeczka jego mała, wśród najgęst-