Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i zdawało mi się, ze świat się ze mną w koło obraca.
— Jak mogłem... jak mogłem być tak nieopatrznym! popełnić podobną nieostrożność! wyrzucałem gorzko sam sobie. Wszak widząc z dołu dokładnie, że ścieżka z drugiej strony poniżej wywierzyska usunęła się skutkiem ostatniej słoty i runęła w przepaść, powinieniem był przewidzieć, że i powyżej tego miejsca bezpieczną nie jest i albo przerwaną, albo grozi upadkiem!
Antoś stał na dużym głazie osłaniającym wywierzysko od dołu w dumnej postawie. Obrócił się teraz ku mnie i uchyliwszy z uśmiechem kapelusza, pozdrowił mnie gestem tryumfatora. Ciupaga w prawem ręku, zwieszony przez lewe ramię serdak, puszczony na wolę wiatru, igrającego z jego jasno-blond włosami — postawa malownicza: panna Józia, jeźli nie była już w nim zakochaną, mogłaby się była zakochać, ujrzawszy go w tej chwili.
Postąpiłem krok naprzód, chcąc przypatrzeć się tej karkołomnej drodze, którą przebył mój towarzysz, przeskakując przez przepaść, przez którą jabym się nigdy był skakać nie ważył.