Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

perć ta była stosunkowo bardzo wygodna, miejscami nawet tak szeroka, żeśmy obaj mogli iść obok siebie, a towarzysz mój żartował że »tu bryczką przejedzie«. Ścieżka obniżała się stale po łagodnej pochyłości, dwa razy tylko zdawała się urywać na zakręcie skały i zmuszała nas czas jakiś drapać się w górę dla przebycia garbu, który nam drogę tamował.
Tu nowy zakręt i ścieżka zwężyła się nagle. Na przestrzeni kilkunastu kroków zaledwie tyle było miejsca, aby gdzie nogę postawić. W dole u stóp przepaść; opierając się plecami o pionową prawie ścianę, staliśmy jakby na wypukłej galeryi opierścieniającej środkowe piętro wyniosłej baszty. Balkon ten pół-okrągły, odstawał przynajmniej o kilka metrów od pionowej ściany, na której opierała się baszta na fundamencie ukrytym w niezgłębionej przepaści. Rozległość widoku czarujące sprawiała tu wrażenie. Towarzysz mój jednak, nie skory do zachwytów, nie dał mi się długo rozkoszować tym widokiem i spieszył naprzód.
Ścieżka rozszerzyła się nieco, ale pionowa