Strona:Mieczysław Pawlikowski - Baczmaha.pdf/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przeleżał cicho, a już przyszło mu na myśl, że teraz przewodnik mu nie przeszkodzi zaśpiewać jeszcze na dobranoc. I w lot myśl tę chwytając, zanucił:

Tu samotna zadzwoń pieśni
Po tych niwach...

Porwałem z pod siebie wiązkę siana i po omacku w ciemności odszukawszy jego głowę, zatkałem mu usta.
— Pssst!... Jak panna Ksenia się nie wyśpi, będzie jutro w złym humorze!
— Nie będzie! — zaprotestował zuchwale.
— I ciocia także! — dodałem.
Ta uwaga pomogła lepiej od wszystkich perswazyi. Zamilkł i ułożył się z widocznem postanowieniem nieprzerywania ciszy. Usłyszeliśmy jeszcze raz perłowy śmiech panny Kseni, — ale p. Bolesław nie ruszył się wcale, szepnął tylko z zachwytem:
— Rusałka! — i za chwilę zaczął chrapać, jakby kto piłą rżnął drzewo.
Usnąłem twardo jak kamień. Nie trwało to jednak długo. W sianie po letnikach nie