Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na głos podporucznika, który zabrzmiał z niezwykłą powagą, wszystkie oczy zwróciły się na niego.
— Czyżby?... Naprawdę?... Niech pan opowie!... Czy było to na wojnie?...
— Nie, było to nawet przed wojną, w tych czasach, gdy silniejszym indywidualnościom za ciasno było nieraz w ramach szarego ówczesnego życia i gdy zawód miłosny stawał się szczytem ludzkiej tragedji. My poznaliśmy inne większe...
— Więc to pewno historja o samobójcy z miłości?...
— Właśnie..
— To się i teraz zdarza...
— I zawsze zdarzać się będzie.
— Pewno. Ale myśmy się dziś nauczyli, że okupem jest ofiara z młodego życia — a wówczas o tem nie myślano.
— Więc jak to było? jak...
— Czy to aby nie nadto straszne, bo spać dziś nie będę...
— A ja już się zaczynam bać... W tym lesie tak ciemno..
— Cicho! Nie przeszkadzajcie. Opowiadajcie, poruczniku...
— Spędzałem wówczas wakacje na Kresach białoruskich, w domu moich wujostwa, jako student. Była nas liczna gromadka. Wujostwo mieli dwóch synów w uniwersytecie, córkę pensjonarkę i naj-