Strona:Michalina Domańska - Fotografje mówią.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie jest najwyższą mądrością i prawdą? a wszystko inne bezcelowem i męczącem szamotaniem się w próżni?
Chciałby przedłużyć te chwile, chciałby tak jechać długo, po za życiem, w szczęśliwem roślinnem odrętwieniu, ale już po dwóch godzinach wjeżdżał w przepiękną aleję klonową, wiodącą od granic majątku Starskich.
Ocknęła się w nim przenikliwość — i ciekawość. Na myśl, że ujrzy kobietę, koło której wyobraźnia jego osnuła tajemniczy dramat miłosny — uczuł wzruszenie.
Majątek, do którego wjeżdżał, mile uderzał kulturą i ładem. Dom był nowy, wytworny, we wszystkich szczegółach ujawniający dbałość i zamiłowanie do swego „home“ tych, którzy tu zamieszkiwali. Każde ludzkie wnętrze ma swe oblicze i duszę swoją. Rolicz starał się odgadnąć duszę tego domu, w czasie długiej chwili, którą spędził samotnie. Wprowadzono go do pięknego gabinetu i proszono, aby zaczekał. Służba była dobrze wystylizowana, dyskretna i spokojna. Ze spojrzeń jakie na niego rzucano, odgadnąć było można, że cel jego przybycia był wszystkim znany, lecz nikt mu nie zadawał pytań. Powiedziano mu tylko, że pani jest jeszcze cierpiąca, ale że za chwilę zejdzie.
Milczące przedmioty w mieszkaniu, gdzie wrzało życie intensywne, zachowują swą wymowę. Oczy badawcze nie jedną tajemnicę pochwycić potrafią.