Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi już myśl, że koniec mój się już zbliża nieuchronnie, że teraz już czeka mnie nieubłagana śmierć.
— Jamesie Diksonie — mówiłem sobie w duszy. Rób ostatni rachunek sumienia. Pan wzywa cię na swój sąd. — Nie wiem co się ze mną działo i jak długo trwał ten dziwny stan, wiem tylko, że do przytomności przywołał mnie głos: — He he!... Jest tam kto?!... Hallo!... Hallo!... — Nadstawiłem ucha, poznałem głos Boba.
— Bob! czy to ty? — wrzasnąłem naraz z całej mocy.
— Jużciż że ja, Jamesie — odpowiedział, poznając mnie również.
— A gdzie ty się znajdujesz? — zapytał.
Nie umiałem odrzec.
— Albo ja wiem. Zdaje mi się, te już na tamtym świecie.
— Głupiś! — mruknął niezadowolony. — Nie kpij ze mnie, a raczej powiedz, czy twoje nogi leżą wyżej niż twoja głowa, czy też odwrotnie?
Miał słuszność niezaprzeczoną. Zacząłem badać moje położenie. Istotnie. Nogi moje leżały znacznie wyżej od mojej głowy, dlatego też krew mnie widocznie zalewała. Poprawiłem się i ulżyło mnie odrazu, o czem nie omieszkałem powiadomić przyjaciela.
— Ratujesz mi życie Bob! Byłbym się zadusił w podobnej pozycji. Co mam teraz robić?...
— Ano, drap się w górę, bo czuję, że leżysz niżej odemnie. Zdaje mi się, iż jesteśmy w jakimś