Strona:Michał Marczewski - Wilk morski u ludożerców.pdf/22

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dnia następnego spotkała nas niespodzianka, o której nie marzyliśmy. Flotylla czarnych pojawiła się przed okrętem już znaczniej przed wschodem słońca. Na przedzie jej płynęła wielka łódź królewska, a w niej, prócz kacyka i jego asysty, znajdował się murzyn w białych płóciennych majtkach, koszuli z i wielkim kapeluszem ryżowym na głowie, jakie noszą robotnicy plantacji na Cejlonie.
Okazało się, że istotnie murzyn ten długi czas przebywał wśród białych, jako niewolnik prawdopodobnie, miał pana, oczywiście anglika, któremu zbiegł ostatecznie, znalazł się na wyspie już w sposób niewyjaśniony, że zaś nauczył się swego czasu jako tako po angielsku, przyszło kacykowi na myśl użyć go teraz za tłumacza.
Zadziwiliśmy się niezmiernie, słysząc go z łodzi pozdrawiającego nas w naszym pięknym języku, zdziwiliśmy się i uradowali niezmiernie, gdyż nadarzała nam się sposobność teraz dowiedzieć się wreszcie gdzie naprawdę jesteśmy. Nadmienić bowiem muszę, że podczas ostatniej burzy pękł nam maszt środkowy i padając rozstrzaskał przednią burtę. Woda wdarła się do wnętrza korwety, zalała kajutę kapitana, a wary morskie porwały z niej niemal wszystkie instrumenty, bez których określenie miejsca naszego pobytu okazało się niemożebnością. Murzyn więc mówiący po angielsku, zjawiał się w samą porę.
Nazywał się Bim, zapewniał nas, że znajdujemy się w pobliżu Madagaskaru, co zresztą okazało