Strona:Michał Bałucki - Za późno.djvu/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zakłopotana Zosieńka ukłoniła się z lekkim, miłym uśmiechem i pobiegła do kołyski Adasia. Doktór wodził za nią oczyma. Widok tego niewinnego, pięknego, dobrego dziewczęcia oczarował go tak, że zapomniał mówić.
— Czy Adaś lepiej się ma ojcaszku? — spytała.
— Niech się pani o niego nie obawia, za parę dni będzie zdrów zupełnie.
Zosia podziękowała mu za tę nowinę ślicznym wzrokiem, i nie wiem, czy dla tej nowiny, czy dla pięknej męskiej twarzy pana doktora, uczuła ku niemu jakiś dziwny pociąg.
— Pójdę donieść mamie o tem, co pan powiedział, ucieszy się.
Pan Alfred kiwnął głową.
— Zosiu, czy dużo gości w salonie?
— Bardzo wiele, a ojcaszek nie przyjdzie na salę?
— Nie, Zosieczko! mnie trzeba wypocząć.
— A może pan doktór na chwilę pozwoli? — dodała ośmielona już do niego Zosia, twarz bowiem doktora budziła dziwne