Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wtedy wielką zaletę panny; było to bowiem w tym czasie, kiedy panienki sznurowały się i ściskały, i używały płytkich, sznurowanych trzewiczków do tańca. A panna Kunegunda miała nóżkę jak Chinka i tańczyła mazura jak baletnica. Nie jedno więc słodkie słóweczko wpadało jéj w tym czasie do uszka, a że nie usłyszała nigdy tego, które byłoby jéj może najsłodsze i najmilsze t. j. „ja biorę sobie ciebie“ i t. d., — to pochodziło ztąd, że Kundusia była bez posagu i miała do tego liczną rodzinę, któréj się obawiał każdy konkurent, by mu na kark nie spadła. Najbliższym był tego jakiś urzędnik akcyzny, który nie tyle może dla powabów ciała, o których się wyżéj wspomniało, ile dla „wiktu domowego i opierunku“ decydował się wejść w związki małżeńskie z pracowitą panną Kundusią, była nawet chwila podobna do téj, jaką teraz miała Bronisia, w któréj Knndusia była pewną, że urzędnik ów przyszedł z zamiarem oświadczenia się o jéj rękę. Było to także w niedzielę i on przyszedł w pełnéj gali, ale niestety, gala nie była dla niéj przeznaczona, urzędnik bowiem szedł z powinszowaniem imienin do swego naczelnika i do niéj wstąpił tylko, by mu guziczki przyszyła do wypranych rękawiczek. Była to ostatnia przysługa jaką zrobiła mniemanemu konkurentowi, którego niedługo potém przeniesiono gdzieindziéj na lepszą posadę, na któréj jednak niedługo pozwoliły mu niebiosa cieszyć się, bo w parę miesięcy umarł, umarł w kawalerskim stanie, a myślał na seryjo o Kundusi, to ją najwięcéj przekonywało, że na parę tygodni przed śmiercią, przysłał jéj na imieniny ów bilet z gołąbkami i girlandą. Gdyby więc nie śmierć, panna Kunegunda byłaby także zakosztowała słodyczy szczęścia małżeńskiego, to téż wspomnienie urzędnika, należało do najpiękniejszych wspomnień jéj życia — i o nim zapewne zamyśliła się teraz.