Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzie robił za wielmożnego pana. Ta to my żydkowie od tego, żeby być wygodą dla panów. Wielmożny pan powié, że wielmożnemu panu nie chciało się samemu kłopotać gospodarstwem i oddał zbiórkę Abramkowi — i każdy temu uwierzy i nikt nie potrzebuje wiedziéć, że to spółka.
— Więc to będzie spółka?
— Na zysk i stratę.
— Ba, a nuż stracę? — To wolałbym od ręki sprzedać.
Radoszewskiemu ten projekt coraz więcéj zaczął się podobać, — uwalniało go to bowiem od kłopotów gospodarskich, a lubo Radoszewski sam bardzo mało zajmował się gospodarstwem, bo nie miał na to czasu — oddany całkiem na usługi sąsiedzkie i publiczne, jednak zawsze miał pewne skrupuły, że gospodarstwo zostawia tak na opatrzność boską, — że zaniedbuje je. — Teraz zaś mógł całkiem swobodnie i bez troski oddać się życiu publicznemu. — A właśnie nadchodziły wybory, czekały go zjazdy, zgromadzenia przedwyborcze, agitacyje — i to mu się podobało, że będzie mógł oddać się temu duszą i ciałem, a Abramko za niego pracować i doglądać będzie. Zakrawało to na rodzaj przywiązania ze strony poczciwego żyda, że się podejmował dla niego tego trudu. Tak sobie Radoszewski tłomaczył ten jego postępek i gdyby katechizm nie był mu wzbraniał tego, gotów był posądzić żyda o chrześciańską cnotę miłości bliźniego. — Nie miał wcale zamiaru odrzucać tak korzystnego interesu; jednak dla oka uznał za stosowne namyśléć się i wahać.
— A wiesz co — rzekł — możeby to było nie źle, muszę rozważyć tę rzecz.
— Co tu rozważać? Interes czysty, jak szkło. — Niech wielmożny pan spisze kontrakt i rzecz skończona. Im prędzéj będę miał kontrakt w kieszeni, tém prędzéj będę mógł dostać zkąd pieniędzy dla wielmożnego pana.