Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale teraz położenie się zmieniło. Ona była już stara, — nie własna fantazyja, ale potrzeba pchała ja do włóczęgi, — w szatrach cierpiano ją tylko, trzymano z łaski, bo nawet zarabiać na siebie nie mogła po wsiach z obawy, by jéj żandarmi gdzie nie przydybali i nie pochwycili. To téż nic dziwnego, że ta ciągła włóczęga wśród niewygód, w poteraniu, poniewierce, zaczęła jéj już ciężyć, zbliżająca się zima przestraszała ją, niedowierzała sobie czy wytrzyma w ostre mrozy w cygańskiéj szatrze, zanadto już odwykła od tego, wydelikaciła się długiém życiem pod strzechą. Nieraz przychodziło jéj już na myśl, czy nielepiejby było zaprzestać tego ciągłego uciekania pełnego niepokoju i oddać się w ręce żandarmów; odsiedziéć choćby parę lat w kryminale, a potém być spokojną. Ale znowu gdy pomyślała, że trzeba będzie parę lat przesiedzieć w zamknięciu, nie widzieć zielonych lasów, szerokiego nieba — to strasznie się jéj robiło na wspomnienie. Kilka razy na krótki czas tylko zamykano ją za różne przestępstwa, a to jéj wystarczyło by z przestrachem myślała o tém. Sama myśl o tém dusiła ją jak zmora — przyzwyczajona do wolności, drżała przed zamknięciem. A oprócz tego, szło jéj jeszcze o to, by nie pozwoliła tryumfować dziedzicowi. Dla niego pochwycenie cyganki byłoby niemałą radością. Cyganka nie chciała mu sprawić téj radości, choćby jéj przyszło zginąć marnie gdzie w lesie. W miarę im cięższém stawało się jéj życie, tém bardziéj zwiększała się nienawiść do Czujki, bo jego uważała jako jedynego sprawcę swego nieszczęścia i nieraz przemyśliwała w jakiby sposób zemścić się nad nim. I teraz, gdy skulona siedziała w ciemnéj nocy, obrabiała w myśli najrozmaitsze plany zemsty. To było najmilsze dla niéj zajęcie. W marzeniach swoich pastwiła się z dziką radością nad prześladowcą swoim, zadawała mu wszelkiego rodzaju męczarnie, na jakie tylko