Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nie odkładając téj sprawy pojechali zaraz do powiatu. Mieli przytém nadzieję dowiedziéć się tam o owym tajemniczym pośredniku, który był czynnym w sprzedaży lasu. Wiadomość ta była dla nich niezmiernie ważna. Dotąd bowiem mieli do czynienia z samym tylko Radoszewskim, człowiekiem miękkim, nie rachunkowym, niepraktycznym, rachowali się z nim jak sami chcieli. Teraz z przestrachem spostrzegli, że między nich a niego wsunęła się jakaś trzecia osoba, zapewne sprytniejsza i przebieglejsza od Radoszewskiego. To Habę zaniepokoiło bardzo. W spekulacyjach jego, szczególniéj tych, które się tyczyły Radoszewskiego, były pewne niedokładności rachunkowe, które przy bliższém rozpatrzeniu mogłyby wyjść na wierzch. Nie chciał owemu nieznajomemu dać czasu na to; dlatego postanowił działać szybko, natarczywie. Wszystkie względy, które go dotąd wstrzymywały i skłaniały do oszczędzania Radoszewskiego, ustąpiły wobec niebezpieczeństwa, jakie jemu samemu zagrażało. Przybywszy do powiatu kazali sobie natychmiast napisać protest i udali się z tém do starosty. Starosta jednak po przejrzeniu treści oświadczył im, że sprawa ta była już roztrząsana przed sprzedażą lasu, ale znawcy orzekli, że przez wycięcie ilości drzew zakupionych przez Prusaków, gospodarstwo lasowe w Lipczynach nie ucierpi wcale i że przetrzebienie lasów było konieczném. Pokazał im świadectwa zaprzysiężonych leśniczych sporządzone podług wszelkich formalności.
Habe widząc, że na téj drodze nic już zrobić się nie da, chwycił się ostatecznego środka i wspólnie z Goldfingerem wniósł podanie o sekwestracyję ruchomości i wystawienie Lipczyn na licytacyję, a to na mocy prawa wekslowego. Habe zrobił ten krok pod wpływem strachu przed owym tajemniczym doradcą Radoszewskiego. Kto to mógł być, tego dociec nie mógł pomimo, że nie ża-