Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jacenty nie słyszał już tego dodatku, bo stanęli właśnie koło otwartego okna, z którego wraz ze strugą światła i gorąca, płynęła chaotyczna wrzawa, z któréj od czasu do czasu wyskakiwały głośniejsze wykrzyki radości, toasta, homeryczne śmiéchy lub brzęk tłukącego się szkła. — Zabawa była w całéj pełni. Wino dodawało rezonu i humoru...
— A co — prawda — wesoło i ochoczo? — spytał Jacenty zatrzymując się dla swego towarzysza, który zabłąkał się między dyszlami i pozostał nieco w tyle. — U Radoszewskiego zawsze tak. Stary ma dar zabawiania gości i animowania wesołości. Zobaczysz jak cię przyjmie serdecznie. Za pół godziny będziesz się czuł jak u siebie. Tu się pan będziesz mógł przypatrzyć staropolskiéj gościnności.
To rzekłszy wziął technika pod rękę i wprowadził po paru schodach do obszernéj sieni, gdzie stał duży stół przygotowany do wieczerzy. Drzwi od sieni były na rozcież otwarte do świetlicy (tak Radoszewski nazywał swój salon) i zebrani tam goście wnet spostrzegli przybyłych.
— Jacuś, Jacenty, dawaj go tu!... zawołało kilka głosów dobrze już rozmoczonych w winie; połowa gości wytoczyła się do sieni na niepewnych nogach z kieliszkami w ręku. — Okrążono przybyłych i zarzucono ich pytaniami.
— A ty zkąd się tu wziąłeś Jacusiu? — hę?
— Myślałem, że nasz poczciwy Radosio się pali — tak siadam i wio co prędzéj. — Wesoły okrzyk radości buchnął z kilkunastu piersi potężnych.
— A to jakbyśmy się zmówili, bo i my tak samo.
— I my, i my — powtarzali inni z tyłu.
— Słuchajno Radosiu — to i Jacek był pewny że się u ciebie pali.
Słowa te zwrócone były do małego, tłuściutkiego człowieczka, który w towarzystwie kilku gości spieszył z dalszych pokoi na powitanie przybyłych. Był to go-