Strona:Michał Bałucki - W żydowskich rękach.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z nim do dalszych pokojów, by nie raził słabych nerwów matki.
Ojciec również oficyjalnie i tylko w chwilach wolnych od zatrudnień, oddawał się rodzicielskim uczuciom, a że chwil wolnych miał bardzo mało, więc uczucia rodzicielskie musiały nieraz bardzo długo czekać, by się z nim razem wybrać na wizytę do syna. Tak więc chłopak chował się bez pieszczot matki, bez uśmiechów ojca — w garderobie między obcymi. Z rąk matki dostał się do rąk piastunki. Potém przyjęła nad nim opiekę bona francuska — tę w czas jakiś potém zastąpiła niemka, a po niemce przyszedł nauczyciel domowy, który jedynaka państwa Czujków kształcił przez kilka lat we wszystkich umiejętnościach i miał nad nim opiekę. W końcu sprowadzono anglika do konwersacyji, a potém wysłano panicza dla dokończenia edukacyji za granicę — gdzie był na paru uniwersytetach i zwiedził kilka miast większych. Odebrał więc wychowanie staranne, tak mówiono w stolicy, tak się i rodzicom zdawało, i ani przeszło przez myśl ojcu ani matce, że wychowaniu temu brakowało najgłówniejszéj podstawy z miłości rodziców i ich opieki. Ojciec płacił za naukę i wychowanie, matka od czasu do czasu wzywała na krótko syna do siebie, zadawała mu kilka pytań stereotypowych, tyczących się jego nauki i zachowania i obdarzała go na odchodném cukierkami i moralną nauką — i obojgu się zdawało, że dopełnili wszystkich obowiązków rodzicielskich. Nie rozumieli, jak można więcéj jeszcze zrobić dla dziecka nad to, co oni zrobili. Zbyt zajęci byli sobą — on interesami, ona własnemi przyjemnościami, by mogli zajmować się synem.
Chłodniejsze i więcéj jeszcze oficyjalne było pożycie samych małżonków. Ona nie mogła mu darować tego, że tak zawiodła się na nim, miała żal do niego za wszy-