Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
80




VII.
Niespodzianka Filipka.

Miałem kolegę — nazwę go tu Filipem, choć inne nosił imię. Chłopak był niesłychanéj poczciwości i dobrego serca, ale tępego umysłu. Nauka nie szła mu do głowy a raczéj szła mu tak jakoś leniwo, że zwykle do przebycia każdéj klasy dwóch lat potrzebował; do książki wziął się dość późno, bo ojciec jego, płóciennik, dopiero dorobiwszy się znacznej fortunki, zaczął syna posyłać do szkoły, nie dlatego, żeby uznawał potrzebę nauki, jeno, że sąsiad jego z drugiego kramu to samo zrobił, a on nie chciał w niczém być gorszym od niego. Otoż stało się, że Filipcio od najstarszych kolegów swoich był blizko o dziesięć lat starszy i miał już spory wąs, gdy niejeden z nas w samo południe, przy najsilniéjszém oświetleniu słoneczném, nawet meszka pod nosem dopatrzeć nie mógł.
Mimo tych wąsów i dużego wzrostu, Filipcio nie imponował żadnemu w klasie; bo był za dobry, aby chciał dać uczuć swoję przewagę fizyczną, a umysłowo był tak mało rozwinięty, tak mało bystry, że był z tego powodu nieraz przedmiotem żartów kolegów i profesorów. Nie tyle była to zakuta głowa, jak raczéj ciasny był przystęp do niéj — coś w rodzaju przełyku wieloryba, a co się tam dostało, to trawił powoli i układał sobie w mózgu z systematycznością, do której się w kramie swego ojca przyzwyczaił. Przyzwyczajony od dziecka do praktyczności, nie zadawal-