Strona:Michał Bałucki - Typy i obrazki krakowskie.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dawno na Kleparzu, przy budowie domu urwał się gzems, i zabił dwoje ludzi-i prowadzącemu budowę wytoczono w skutek tego proces kryminalny. I jemu groziło coś podobnego w razie śmierci robotnika. Na jego szczęście pokazało się, po wydobyciu Walka z pod desek, że oprócz mocnego potłuczenia prawej ręki i prawej nogi i otarcia czoła do krwi, nic mu się więcej nie stało. Budowniczy, nie mogąc mu darować tego, że mu chwilowo tyle strachu napędził, zbeształ jeszcze w dodatku biedaka, że tyle hałasu narobił niepotrzebnie i przerywa ludziom robotę, zapędził mularzy napowrót na rusztowania, a sam, dla zrestaurowania się po chwilowej emocyi, poszedł do handelku Fuchsa na śniadanie.
Walek został sam. Próbował podnieść się, ale silny ból w nodze i stłuczona ręka nie pozwalały na to. Jakaś robotnica, idąc z cegłami na rusztowania, spostrzegła te jego daremne usiłowania i podeszła ku niemu.
— Chcesz wstać?-spytała, przypatrując mu się, jak się gramolił, chwytając się zdrową ręką słupa.
— Juści.
— Czekaj.
Postawiła brzemięczko z cegłami na kamieniu, zbliżyła się ku niemu i pomagała podnieść się z ziemi. Walek parę razy stęknął z bólu, próbując postąpić.
— Oj oj oj.
— Boli cię?
— Straśnie.
Zaprowadziła go do poblizkiego kamienia i posadziła go na nim.
— Gdzież cię boli?
Pokazał ręką na kolano. Noga w tem miejscu poczerniała, jak żelazo.
— Możeby wody przyłożyć — radziła.
— Wikta, dawaj cegły!-zawołał podmajstrzy z góry.
Dziewczyna nie dokończyła mówić, chwyciła brzemiączko i pobiegła na górę.